End of The John Galt Speech

 

Tak jak nie może istnieć człowiek bez ciała, nie mogą istnieć prawa, gdy nie istnieje prawo przekładania ich na rzeczywistość — myślenia, pracy i zatrzymywania dla siebie jej produktów — to znaczy: prawo własności. Współcześni mistycy mięśni, oferujący wam złudny wybór między „prawa­mi człowieka" a „prawem własności", jakby jedno mogło istnieć bez drugie­go, czynią ostatnią groteskową próbę ożywienia doktryny antynomii mię­dzy duszą a ciałem. Tylko duch może istnieć bez własności materialnej; tyl­ko niewolnik może pracować bez prawa do zatrzymania produktu swoich wysiłków. Doktryna głosząca, że „prawa człowieka" są nadrzędne w sto­sunku do „prawa własności", oznacza po prostu, że niektóre jednostki mają prawo się bogacić kosztem innych; skoro kompetentni nie mają nic do zy­skania u niekompetentnych, oznacza to prawo niekompetentnych do rozporządzania lepszymi od siebie i używania ich jako krów mlecznych. Każ­dy, kto uważa to za ludzkie i słuszne, nie ma prawa nosić miana człowieka.

Źródłem prawa własności jest zasada przyczyny i skutku. Wszelka własność i wszystkie formy bogactwa są produktem ludzkiego umysłu i pracy. Tak jak nie mogą istnieć skutki pozbawione przyczyn, nie może ist­nieć bogactwo pozbawione źródła, którym jest inteligencja. Inteligencji nie można zmusić do pracy: ci, którzy potrafią myśleć, nie będą pracować pod przymusem; ci, którzy będą, wyprodukują niewiele więcej niż wart był bicz potrzebny do trzymania ich w ryzach. Produkty umysłu można otrzymy­wać jedynie na warunkach dyktowanych przez właściciela, w formie wy­miany i dzięki dobrowolnej zgodzie. Każda inna polityka ludzi w stosunku do czyjejś własności jest polityką zbrodniarzy, niezależnie od ich liczby. Zbrodniarze to krótkowzroczne dzikusy, głodujące, gdy kończą im się łupy — tak jak dziś głodujecie wy, którzy wierzyliście, że zbrodnia może być „praktyczna", skoro wasz rząd uznał rabunek za legalny, a opieranie mu się za bezprawne.

Jedyną właściwą rolą rządu jest ochrona ludzkich praw, co oznacza ochronę człowieka przed fizyczną przemocą. Właściwy rząd jest policjan­tem, działającym, jako środek samoobrony człowieka i jako taki może uży­wać siły jedynie przeciwko tym, którzy użyli jej pierwsi. Jedynymi właści­wymi formacjami rządowymi są: policja, broniąca was przed przestępcami, armia, broniąca was przed obcym agresorem, i sądy, broniące waszej własności i umów przed pogwałceniem lub oszustwem ze strony innych i rozstrzygające dysputy na podstawie racjonalnych zasad, na mocy obiek­tywnego prawa. Ale rząd inicjujący użycie siły przeciwko ludziom, którzy jej nie użyli, stosowanie zbrojnego przymusu wobec bezbronnych ofiar jest koszmarną, piekielną machiną, mającą na celu unicestwienie moralności: taki rząd odwraca swój jedyny cel moralny i z obrońcy zmienia się w najzacieklejszego wroga człowieka, z policjanta w zbrodniarza obdarzonego pra­wem używania przemocy wobec ofiar pozbawionych prawa do samoobrony. Taki rząd zastępuje moralność następującą zasadą zachowania społeczne­go: możesz robić sąsiadowi, co ci się podoba, pod warunkiem, że twój gang jest większy niż jego własny.

Tylko cham, głupiec lub tchórz może się zgodzić na istnienie na takich warunkach i podarować innym czek in blanco na swoje życie i umysł, zaak­ceptować pogląd, że inni mają prawo rozporządzać nim zgodnie ze swoim widzimisię, że wola większości jest wszechmocna, że siła mięśni i liczb może zastąpić sprawiedliwość, rzeczywistość i prawdę. My, ludzie umysłu, będący kupcami, nie zaś panami czy niewolnikami, nie przyjmujemy ani nie wystawiamy czeków in blanco. Nie współżyjemy ani nie współpracuje­my z niczym, co nieobiektywne.

Zanim człowiek się ucywilizował, nie miał pojęcia o obiektywnej rzeczy­wistości i wierzył, że naturą rządzą nieodgadnione demony. Nie było wtedy mowy o myśleniu, nauce czy produkcji. Dopiero, kiedy odkryto, że natura stanowi konkretny, przewidywalny pewnik, ludzie mogli się oprzeć na swo­jej wiedzy, obrać kurs, zaplanować przyszłość i, krok po kroku, wyjść z ja­skiń. Teraz oddaliście nowoczesny przemysł, z jego ogromną złożonością i precyzją naukową, z powrotem w ręce nieodgadnionych demonów — w ręce nieprzewidywalnych kaprysów małych, wstrętnych, ukrywających się biurokratów. Rolnik nie inwestuje pracy jednego lata, jeśli nie może ocenić szans na zbiory — wy zaś oczekujecie od gigantów przemysłu, którzy planują w kategoriach dekad, inwestują w kategoriach pokoleń i zawierają umowy na dziewięćdziesiąt dziewięć lat, że będą dalej funkcjonowali i pro­dukowali, nie wiedząc, jaki kaprys, którego przypadkowego urzędnika spadnie na nich w nieoczekiwanym momencie i pokrzyżuje wszystkie pla­ny. Ludzie trudniący się pracą fizyczną i dorywczą żyją i planują z dnia na dzień. Im większy umysł, tym większy zasięg planu. Człowiek zdolny za­planować jedynie prymitywny barak może budować na waszych rucho­mych piaskach, zgarniać szybkie pieniądze i uciekać. Ten, który potrafi projektować drapacze chmur, nie zrobi tego. Nie poświęci też dziesięciu lat nieprzerwanych wysiłków tworzeniu nowego produktu, wiedząc, że bandy dzierżących stery władzy miernot obmyślają ustawy mające na celu skrę­powanie go i doprowadzenie do upadku, jeśli zaś będzie z nimi walczył i zwycięży, zagarną jego nagrody i wynalazek.

Wyjrzyjcie poza tę chwilę, wy, którzy krzyczycie, że boicie się współza­wodniczyć z ludźmi o wyższej inteligencji, że ich umysły są zagrożeniem dla waszego życia, że na wolnym rynku silni nie dają szansy słabym. Co określa wartość materialną waszego dzieła? Wyłącznie wysiłek produkcyj­ny umysłu — jeśli żyjecie na bezludnej wyspie. Im mniej wydajne myśle­nie, tym mniej przyniesie wam wasz fizyczny wysiłek — i moglibyście tra­wić całe życie na fizycznej rutynie, zbierając marne plony albo polując za pomocą łuku i strzał, niezdolni sięgnąć myślą ani odrobinę dalej. Ale żyjąc w rozumnym społeczeństwie, gdzie możliwa jest wolna wymiana, otrzymu­jecie nieocenioną premię: materialną wartość waszej pracy określa nie tyl­ko wasz własny wysiłek, ale również wysiłek najlepszych umysłów produk­cyjnych żyjących obok was.

Kiedy pracujecie w nowoczesnej fabryce, płaci się wam nie tylko za pra­cę fizyczną, ale także za cały geniusz produkcyjny, który umożliwił zaist­nienie tej fabryki: za pracę przemysłowca, który ją wybudował; inwestora, który zaoszczędził pieniądze, by je postawić na niewypróbowane i nowe przedsięwzięcie; inżyniera, który zaprojektował maszyny, abyście wy mog­li przesuwać ich dźwignie; wynalazcy, który wymyślił produkt, abyście wy mogli go produkować; naukowca, który odkrył zasady stosowane przy jego produkcji; filozofa, który nauczył ludzi, jak myśleć, i został za to przez was potępiony.

Maszyna, zamrożony kształt żywej inteligencji, jest siłą zwiększającą potencjał waszego życia poprzez zwiększenie produkcyjności waszego cza­su. Gdybyście pracowali, jako kowale w mistycznym średniowieczu, cały wasz potencjał zarobkowy mieściłby się w sztabie żelaza wyprodukowanej przez wasze ręce w wielodniowym wysiłku. Ile ton szyn dziennie produku­jecie, pracując dla Hanka Reardena? Czy ośmielicie się twierdzić, że wiel­kość waszej płacy zależy wyłącznie od pracy fizycznej i że te szyny są pro­duktem waszych mięśni? Wasze mięśnie są warte jedynie standardu życia tamtego kowala; reszta to podarunek od Hanka Reardena.

Każdy człowiek może się wznieść tak wysoko, jak chce i jak jest zdolny, ale tylko zakres jego myślenia określa wysokość, na jaką się wzniesie. Pra­ca fizyczna, jako taka nie sięga poza daną chwilę. Człowiek zajmujący się wyłącznie nią konsumuje materialny ekwiwalent wartości swojego wkładu w proces produkcji i nie pozostawia nic więcej ani sobie, ani innym. Ale człowiek tworzący — w jakiejkolwiek dziedzinie racjonalnych przedsię­wzięć — idee, człowiek odkrywający nową wiedzę, jest dobroczyńcą całej ludzkości. Produktami materialnymi nie można się dzielić, należą, do jakie­goś ostatecznego konsumenta; jedynie ideami można się podzielić z nie­ograniczoną liczbą osób, wzbogacając je wszystkie bez żadnej straty dla sie­bie, zwiększając potencjał produkcyjny wykonywanej przez nich pracy. Człowiek o potężnym intelekcie ofiarowuje słabszym wartość własnego czasu, dając im możliwość pracy w stworzonych przez siebie zawodach, swój czas poświęcając zaś dokonywaniu dalszych odkryć. Jest to uczciwa wymiana z obopólną korzyścią: wśród ludzi pragnących pracować i nieoczekujących manny z nieba interesy umysłu są zawsze takie same, niezależ­nie od rozmiaru inteligencji.

W stosunku do włożonego wysiłku umysłowego twórca nowego wyna­lazku otrzymuje jedynie niewielki procent swojej wartości w formie zapłaty materialnej, niezależnie od tego, jaki zbije majątek, ile zarobi milionów. Ale człowiek pracujący, jako stróż w fabryce wytwarzającej ów wynalazek otrzymuje olbrzymią zapłatę w stosunku do wysiłku umysłowego, jakiego wymaga od niego ta praca. To samo dotyczy wszystkich pośrednich szcze­bli, ludzi znajdujących się na wszystkich poziomach ambicji i umiejętności. Człowiek stojący na szczycie piramidy intelektualnej daje najwięcej tym, którzy znajdują się niżej od niego, nie dostaje jednak nic z wyjątkiem zapłaty materialnej, żadnej intelektualnej premii, którą mógłby dodać do wartości swojego czasu. Człowiek stojący na samym dole, który pozosta­wiony samemu sobie i swojej beznadziejnej niezdarności umarłby z głodu, nie daje nic tym, którzy stoją ponad nim, ale otrzymuje premię wszystkich ich umysłów. Taka jest natura „współzawodnictwa" pomiędzy silnymi i słabymi intelektualnie. Taki jest model „wyzysku", za który potępiliście silnych.

Taka była nasza funkcja i pełniliśmy ją z przyjemnością. O co prosiliś­my w zamian? Jedynie o wolność. Potrzebowaliśmy swobody, by funkcjono­wać — myśleć i pracować tak, jak chcemy — podejmować własne ryzyko i ponosić własne straty — zdobywać własne dochody i gromadzić własne fortuny — stawiać na wasz rozum, poddawać swoje produkty waszej ocenie

w celu ubicia dobrowolnego targu, polegać na obiektywnej wartości swojej pracy i zdolności waszych umysłów do jej ujrzenia — liczyć na waszą inteli­gencję i uczciwość i pertraktować wyłącznie z waszymi umysłami. Taka była cena, wy jednak postanowiliście ją odrzucić, jako zbyt wysoką. Zadecy­dowaliście, że niesprawiedliwe jest, abyśmy my, którzy was wyciągnęliśmy z lepianek i daliśmy wam nowoczesne mieszkania, radia, kina i samocho­dy, mieli posiadać pałace i jachty — i uznaliście, że wy macie prawo do swo­ich pensji, ale my nie mamy prawa do swoich zysków; że nie chcecie już, abyśmy pertraktowali z waszymi umysłami, lecz z waszymi pistoletami. Nasza odpowiedź brzmiała: „Idźcie do diabła!" Przekleństwo zadziałało. Je­steście w piekle.

Nie chcieliście rywalizować na poziomie inteligencji — rywalizujecie te­raz na poziomie przemocy. Nie chcieliście pozwolić, by nagrody otrzymy­wało się za udaną produkcję — teraz toczycie wyścig o nagrody otrzymywa­ne za udaną grabież. Nazywaliście samolubną i okrutną wymianę wartości za wartość — teraz zbudowaliście bezinteresowne społeczeństwo, funkcjo­nujące na zasadzie: grabież za grabież. Wasz system jest uprawomocnioną wojną domową, w której ludzie łączą się w gangi i walczą o władzę nad pra­wem, używanym potem, jako pałka na wrogów, dopóki kolejna banda nie wydrze go poprzedniej i nie pogoni jej, — przy czym wszystkie wznoszą pro­testy w imię służby nieokreślonemu dobru nieokreślonego społeczeństwa. Mówiliście, że nie widzicie różnicy pomiędzy siłą ekonomiczną a poli­tyczną, pomiędzy siłą pieniądza a siłą pistoletów — pomiędzy nagrodą a karą, kupnem a grabieżą, przyjemnością a strachem, życiem a śmiercią. Teraz zaczynacie ją widzieć.

Niektórzy z was mogą się usprawiedliwiać niewiedzą, ograniczonym umysłem i możliwościami. Najbardziej winni są jednak ci, którzy posia­dali zdolność rozumienia, lecz woleli wymazać rzeczywistość, z cyniczną służalczością podporządkowując swoją inteligencję sile: ci nikczemni mi­stycy nauki, głoszący poświęcenie wobec „czystej wiedzy" — czystej, to znaczy niemającej na tym świecie żadnego praktycznego celu — i rezer­wujący swoją logikę dla materii nieożywionej w mniemaniu, że człowiek nie zasługuje na racjonalne traktowanie; gardzący pieniędzmi i sprze­dający dusze za laboratoria istniejące dzięki grabieży. Ponieważ jednak nie istnieje coś takiego jak „wiedza niepraktyczna" ani działania „bezinte­resowne", gardząc wykorzystaniem swojej nauki w służbie życia, pozwa­lają na jej wykorzystanie w służbie śmierci, bo tylko taki praktyczny cel mogą z niej mieć grabieżcy: do wynajdywania narzędzi przymusu i zabija­nia. To oni, intelektualiści próbujący uciec przed wartościami moralnymi, są przeklęci za życia; to oni popełnili nieprzebaczalny grzech. Czy pan mnie słyszy, Robercie Stadler?

Ale to nie z nim pragnę rozmawiać. Mówię do tych spośród was, którzy zachowali, choć odrobinę suwerennej duszy, niezaprzedaną i niepodstemplowaną słowami: „...na polecenie innych". Jeśli w chaosie przyczyn, które skłoniły was dzisiaj do słuchania radia, mieściło się uczciwe, racjonalne pragnienie dowiedzenia się, co jest nie tak ze światem, to do was kieruję swoje słowa. Według zasad i kryteriów mojego kodeksu człowiek powinien dać racjonalną odpowiedź tym, których ona obchodzi i którzy czynią wysiłek w celu jej poznania. Ci, którzy wysilają się, by mnie nie zrozumieć, nie obchodzą mnie.

Mówię do każdego człowieka, pragnącego żyć i odzyskać honor swojej duszy. Teraz, kiedy znasz prawdę o swoim świecie, przestań popierać swo­ich niszczycieli. Zło jest możliwe wyłącznie dzięki twojej zgodzie na nie. Wycofaj ją. Wycofaj poparcie. Nie próbuj żyć na warunkach wroga ani wy­grać w grze, w której on ustala reguły. Nie szukaj przychylności tych, któ­rzy cię zniewolili, nie błagaj o jałmużnę tych, którzy cię obrabowali — nie staraj się o dotacje, pożyczki ani pracę — nie dołączaj do nich, by odzyskać to, co ci zabrali, poprzez obrabowywanie własnych sąsiadów. Nie można mieć nadziei na zachowanie życia, gdy się przyjmuje łapówki, udzielając zgody na jego zniszczenie. Nie staraj się o zysk, sukces ani bezpieczeństwo, oddając w zastaw swoje prawo do istnienia. Ten zastaw nigdy nie zostanie zwrócony; im więcej im zapłacisz, tym więcej będą żądać; im większe są wartości, do których dążysz lub które osiągasz, tym bardziej stajesz się wo­bec nich bezradny. Stosują system „niewinnego szantażu", używając, jako broni nie twoich grzechów, lecz miłości do życia.

Nie próbuj odnosić sukcesu na warunkach grabieżców, nie wspinaj się po drabinie, gdy oni trzymają za linki. Nie pozwól ich rękom tknąć jedynej siły, która daje im władzę: twojego pragnienia życia. Zastrajkuj — tak jak ja. Korzystaj ze swego umysłu i talentu prywatnie, rozwijaj swoją wiedzę i umiejętności, ale nie dziel się swoimi osiągnięciami z innymi. Nie próbuj robić fortuny, kiedy grabieżca siedzi ci na grzbiecie. Zostań na najniższym szczeblu ich drabiny, zarabiaj tylko tyle, ile ci trzeba na przeżycie, ale dla nich nie zarób ani grosza. Skoro jesteś jeńcem, postępuj jak jeniec; nie po­magaj im w udawaniu, że jesteś wolny. Bądź milczącym, niezłomnym wro­giem, przed którymi drżą. Gdy cię zmuszają, bądź posłuszny, — ale nie pod­porządkowuj się im z własnej woli. Nigdy nie rób ani kroku w ich kierunku, nie wyrażaj życzenia, prośby ani zamiaru. Nie wspieraj twierdzenia bandy­ty, że działa, jako twój przyjaciel i dobroczyńca. Nie pomagaj tym, którzy cię więżą, udawać, że więzienie jest naturalnym stanem istnienia. Nie poma­gaj im fałszować rzeczywistości. Ten fałsz jest jedynie tamą powstrzy­mującą ich potajemne przerażenie — przerażenie świadomością, że nie na­dają się do życia. Usuń ją i pozwól im zatonąć; twoja zgoda jest ich jedynym kołem ratunkowym.

Jeśli masz okazję zniknąć na jakimś pustkowiu, gdzie cię nie dosięgną, zrób to, ale nie żyj jako bandyta, nie zakładaj współzawodniczących z nimi gangów; buduj swoje życie na podstawie zasad produkcji, wspólnie z tymi, którzy akceptują twój kodeks moralny i pragną walczyć o istnienie na ludz­kich prawach. Nie masz szans zwyciężyć, opierając się na moralności śmierci ani na kodeksie wiary i siły; ustanów kryterium, które przyciągnie uczciwych: kryterium życia i rozsądku.

Postępuj jak istota ludzka i dąż do stania się latarnią dla wszystkich spragnionych głosu uczciwości — opieraj się na własnych racjonalnych wartościach, nieważne, czy będziesz samotny pośród wrogów, z garstką wybranych przyjaciół, czy zostaniesz założycielem skromnej społeczności u progu odrodzenia rodzaju ludzkiego.

Kiedy państwo grabieżców upadnie, pozbawione swoich najlepszych niewolników, pogrążając się w bezradnym chaosie, jak rządzone przez mi­styków kraje Wschodu, i rozpadnie się na głodujące gangi rabusiów, walczące ze sobą o łupy — kiedy orędownicy moralności poświęcenia zginą razem ze swoim docelowym ideałem — nastanie dzień naszego powrotu.

Otworzymy bramy swojego miasta — miasta kominów, rurociągów, sa­dów, rynków i nietykalnych domów — przed tymi, którzy zasługują na we­jście. Będziemy działać jako centrum zborne dla wszystkich ukrytych pla­cówek, które wybudujecie. Dzierżąc jako swój symbol znak dolara — znak wolnego handlu i wolnych umysłów — po raz kolejny odbierzemy ten kraj bezradnym dzikusom, którzy nigdy nie pojęli jego natury, znaczenia ani splendoru. Ci z was, którzy zechcą się do nas przyłączyć, zrobią to; pozosta­li nie będą w stanie nas powstrzymać; hordy dzikusów nigdy nie zdołały przeszkodzić ludziom niosącym sztandar umysłu.

Wtedy ten kraj ponownie stanie się sanktuarium ginącego gatunku: istoty rozumnej. Zbudujemy system polityczny oparty na pojedynczej prze­słance moralnej: żaden człowiek nie może uzyskiwać od innych żadnych wartości, uciekając się do siły fizycznej. Każdy zwycięży albo upadnie, bę­dzie żył lub umrze, kierując się własnym racjonalnym sądem. Jeśli nie będzie się nim posługiwał i upadnie, będzie swoją jedyną ofiarą. Jeśli nie bę­dzie pewien swego sądu, nie otrzyma broni, by go nią wesprzeć. Jeśli posta­nowi na czas naprawić swoje błędy, będzie miał przewodnika w postaci lep­szych od siebie, od których bez przeszkód będzie mógł uczyć się myślenia; położymy jednak kres hańbie płacenia życiem za cudze błędy.

W tym świecie będziecie mogli budzić się rano z duszą pełną uczuć, któ­re znaliście w dzieciństwie: entuzjazmu, poczucia przygody i pewności, wy­nikających z kontaktu z racjonalnym wszechświatem. Żadne dziecko nie boi się przyrody; to wasz strach przed ludźmi zniknie; strach, który bloko­wał wasze dusze; strach nabyty podczas pierwszych spotkań z tym, co nie­zrozumiałe, nieprzewidziane, sprzeczne, arbitralne, ukrywane, udawane, irracjonalne w ludziach. Będziecie żyć w świecie istot odpowiedzialnych, równie spójnych i wiarygodnych jak fakty; gwarancją ich charakteru bę­dzie system istnienia, w którym rolę sędziego pełni obiektywna rzeczywi­stość. Wasze cnoty będą pod ochroną — przywary i słabości nie. Każda okazja będzie stała otworem przed dobrem — żadna przed złem. Będziecie dostawać od ludzi nie jałmużnę, litość, miłosierdzie czy odpuszczenie grze­chów, ale jedną wartość: sprawiedliwość. A patrząc na nich lub na samych siebie, nie będziecie odczuwać niesmaku, podejrzliwości ani wstydu, lecz respekt.

Taką przyszłość możecie dla siebie zdobyć. Wymaga ona wysiłku, po­dobnie jak każda ludzka wartość. Całe życie jest wysiłkiem zmierzającym ku jakiemuś celowi, a waszym jedynym wyborem jest wybór tego celu. Chcecie kontynuować swoje obecne zmagania czy wolicie walczyć o moi świat? Czy chcecie kontynuować zmagania polegające na kurczowym trzy­maniu się wąskich półek skalnych, po których stopniowo staczacie się w otchłań, znosić nieodwracalne trudy i odnosić zwycięstwa przybliżające wasze zniszczenie? Czy wolicie podjąć walkę polegającą na wspinaniu się z półki na półkę i nieprzerwanemu parciu ku szczytowi, walkę, w której trudności są inwestycjami w przyszłość, a zwycięstwa przybliżają wam świat waszego moralnego ideału, i nawet gdybyście mieli umrzeć, nie do­tarłszy tam, gdzie słońce świeci pełnym blaskiem, umrzecie dotknięci przez jego promienie? Taki wybór macie przed sobą. Niech zadecydują wasze umysły i umiłowanie życia.

Ostatnie swoje słowa kieruję do tych bohaterów, którzy być może wciąż żyją w ukryciu, uwięzieni nie przez swoje uniki, lecz cnoty i desperacką od­wagę. Moi bracia w duchu, przyjrzyjcie się swoim cnotom i naturze wrogów, którym służycie. Wasi niszczyciele rządzą wami poprzez waszą wytrzy­małość, wspaniałomyślność, niewinność, miłość — wytrzymałość dźwigająca ich brzemiona — wspaniałomyślność reagującą na ich okrzyki rozpaczy — niewinność niezdolną do wyobrażenia sobie tkwiącego w nich zła i rozstrzy­gającą każdą wątpliwość na ich korzyść, odmawiając potępienia bez zrozu­mienia, a nie potrafiąc zrozumieć ich pobudek — i miłość, waszą miłość dc życia, nakazującą wam wierzyć, że oni są ludźmi i także je kochają. Ale te dzisiejszy świat jest tym, którego pragnęli, życie zaś przedmiotem ich niena­wiści. Pozostawcie ich śmierci, którą czczą. W imię swojej wielkiej miłości dc tej ziemi zostawcie ich, nie trwońcie wielkości swego ducha, pracując na triumf ich zła. Czy mnie słyszycie? Czy ty mnie słyszysz, kochana?

W imię tego, co w tobie najlepsze, nie poświęcaj tego świata na rzecz najgorszych. W imię wartości, które utrzymują cię przy życiu, nie pozwól, by twoją wizję człowieka zdeformowało to, co brzydkie, tchórzliwe i bezmy­ślne w stworzeniach niezasługujących na to miano. Nie zapominaj, że właściwym stanem człowieka jest wyprostowana postawa, niezłomny umysi i krok przemierzający nieograniczone obszary. Nie pozwól jego ogniowi gasnąć, iskra po iskrze, w beznadziejnych bagnach bycia „mniej więcej", „nie całkiem", Jeszcze nie", „wcale nie". Nie pozwól, by bohater w twojej duszy zginął w samotnej tęsknocie za życiem, na które zasługiwałaś, lecz nigdy nie zdołałaś osiągnąć. Przyjrzyj się swojej drodze i naturze swojej bit­wy. Świat, którego pragnęłaś, jest do zdobycia, istnieje, jest prawdziwy, jest możliwy, jest twój.

Ale zdobycie go wymaga całkowitego oddania i całkowitego zerwania ze światem przeszłości, z doktryną uznającą człowieka za zwierzę ofiarne, istniejące dla cudzej przyjemności. Walcz o swoją własną wartość. Walcz o cnotę swojej dumy. Walcz o istotę człowieczeństwa: o suwerenny racjonal­ny umysł. Walcz z promienną pewnością i niezłomną wiedzą, że twoja mo­ralność jest moralnością życia i że twoja bitwa jest bitwą o każde osiągnię­cie, wartość, wielkość, dobro i radość, jakie kiedykolwiek istniały na tej ziemi.

Zwyciężysz, kiedy będziesz gotowa wypowiedzieć ślubowanie, które ja złożyłem na początku swojej bitwy — i dla tych, którzy chcą ujrzeć dzień mojego powrotu, powtórzę je teraz wobec całego świata:

Przysięgam — na swoje życie i swoją miłość do niego, — że nigdy nie będę żył dla innego człowieka ani prosił go, by żył dla mnie.

 

Tekst pochodzi z książki Ayn Rand pt: „Atlas Zbuntowany”