Ayn Rand – Hymn

Rozdział XI

 

Ja jestem. Ja myślę. Ja chcę.

 

Moje ręce... Mój duch... Moje niebo... Mój las... To moja ziemia...

 

Cóż mogę powiedzieć poza tym? To są te słowa. I to jest odpowiedź.

 

Stoję tu, na szczycie góry. Podnoszę głowę, rozpościeram ramiona. Właśnie to, moje ciało i duch, to jest koniec pytań. Chciałem poznać wartość rzeczy. To ja jestem tą wartością. Chciałem znaleźć wytłumaczenie dla bytu. Nie potrzebuję żadnego usprawiedliwienia dla bytu ani żadnego słowa uświę­cającego moje istnienie. Ja usprawiedliwiam i uświęcam.

 

To moje oczy widzą, a ich spojrzenie nadaje ziemi piękno. To moje uszy słyszą, a słuch mój daje światu jego pieśń. To mój mózg myśli i jego myśl jest jedynym światłem, które pomoże znaleźć prawdę. To moja wola, a wybór z mojej woli jest jedynym wyrokiem, jaki muszę uznawać.

 

Dużo słów zostało mi użyczonych, niektóre mądre, niektó­re fałszywe, ale dwa tylko są święte: „Ja chcę".

 

Jakąkolwiek drogę obiorę, gwiazda, która mnie wiedzie, jest we mnie, gwiazda i kompas wskazujący drogę. Wskazują tylko jeden kierunek. Wskazują na mnie.

 

Nie wiem, czy ziemia, na której stoję, jest centrum wszech­świata, czy zaledwie pyłkiem zagubionym w wieczności. Nie wiem i nie dbam o to. Wiem bowiem, jakie szczęście możliwe jest dla mnie na ziemi. A to szczęście nie potrzebuje wyższego celu, by siebie usprawiedliwić. Moje szczęście nie jest środkiem do żadnego celu. Ono samo w sobie jest tym celem. Samo w sobie jest zamierzeniem.

Nie jestem też narzędziem do użytku innych. Nie jestem służącym ich potrzeb. Nie jestem bandażem na ich rany. Nie jestem ofiarą na ich ołtarzach.

 

Jestem człowiekiem. Cud mego istnienia jest moim, aby go posiadać i trzymać, moim, aby go pilnować, moim, aby go używać, moim, aby przed nim klęczeć!

 

Nie oddam moich skarbów ani ich nie rozdzielę. Fortuna mojego ducha nie będzie rozmieniona na monety z mosiądzu i rzucona na wiatr jak jałmużna dla ubogich duchem. Dopilnu­ję moich skarbów, mojej myśli, mojej woli, mojej wolności. A wolność jest z nich największym.

 

Nie jestem dłużnikiem mych braci ani ich wierzycielem. Nikogo nie proszę, aby żył dla mnie, ani ja nie będę żył dla innych. Nie pożądam żadnej ludzkiej duszy ani moja dusza nic należy do nich, by jej pożądali.

 

Nie jestem wrogiem ani przyjacielem moich braci, lecz dla każdego z nich tym, na co sobie zasłużył. I aby zyskać moją miłość, moi bracia muszą zrobić więcej, niż tylko się narodzić. Nie rozdaję swojej miłości bez powodu, byle przechodniowi, który chciałby ją posiadać. Zaszczycam ludzi swoją miłością. A zaszczyt jest rzeczą, na którą trzeba zasłużyć.

 

Wybiorę sobie przyjaciół spomiędzy ludzi, ale nie niewol­ników czy panów. A wybiorę tylko tych, którzy mi się spodo­bają, i ich będę kochał i szanował, a nie rozkazywał im czy ich słuchał. I połączymy nasze ręce, jeśli zapragniemy, albo też będziemy szli sami, kiedy przyjdzie chęć. Albowiem w świą­tyni swojego ducha każdy człowiek jest sam. I niech każdy człowiek zachowa swą świątynię nie tkniętą i nie zbezczesz­czoną. A potem niech połączy swe ręce z innymi, jeśli chce, ale tylko poza jej świętym progiem.

 

Słowa „My" bowiem nie wolno nigdy wypowiadać, chyba że z własnego wyboru i na drugim planie. Słowo to nie powin­no nigdy być w duszy człowieka najważniejsze, gdyż staje się wtedy potworem, korzeniem wszelkiego zła na ziemi, źródłem wszelkich tortur i nieopisanego kłamstwa.

 

Słowo „My" jest jak wylane na ludzi wapno, które krzepnie, twardnieje na kamień i niszczy pod sobą wszystko, a to, co białe, i to, co czarne, jednakowo gubi się w jego szarości. Jest to słowo, którym zdeprawowani kradną wartość dobru, którym słabi kradną mocnym siłę, którym głupcy kradną mądrym wiedzę.

 

Jaka jest moja radość, jeśli wszystkie ręce, nawet nieczyste, mogą jej dosięgnąć? Jaka jest moja mądrość jeśli nawet głupcy mogą mi rozkazywać? Jaka jest moja wolność, jeśli wszystkie stworzenia, nawet bezrozumne i bezsilne są mymi panami? Jakie jest moje życie, jeśli mam się tylko kłaniać, zgadzać i słuchać?

 

Ale ja zerwałem z tą religią nieprawości.

 

Skończyłem z potworem słowa „My", słowa niewolnictwa, grabieży, nędzy, fałszu i wstydu.

 

I widzę teraz twarz boga i wznoszę tego boga ponad ziemią, boga, którego ludzie szukali od początku swego istnienia, boga, który da im radość i spokój, i dumę.

 

Ten bóg, to jedno słowo: „JA".