Religia i mistycyzm

 

Kiedy słuchasz kazania mistyka na temat bezsilności ludzkiego umysłu i zaczynasz wątpić we własną, nie jego, świadomość, kiedy pozwalasz, by twoim niestabilnym, półracjonalnym stanem wstrząsnęło pierwsze lep­sze stwierdzenie, i dochodzisz do wniosku, że bezpieczniej jest zaufać jego pewności i wiedzy, kpisz z was obu: twoja zgoda jest jedynym źródłem je­go pewności. Moc nadprzyrodzona, przed którą drży mistyk, niepoznawal­ny duch, którego czci, świadomość, którą uważa za wszechmocną — należą do ciebie.

Mistyk to ktoś, kto wyrzekł się własnego umysłu przy pierwszym zetknięciu z umysłami innych. Gdzieś w dzieciństwie, gdy jego pojmowanie rzeczywistości zderzyło się z cudzymi twierdzeniami, arbitralnymi rozka­zami i sprzecznymi żądaniami, ogarnął go tak przemożny lęk przed niezależnością, że wyrzekł się rozumu. Mając wybór między ,ja wiem" a mówią", wybrał autorytet innych, wolał się podporządkować, niż zr mieć, wolał wierzyć, niż myśleć. Wiara w nadprzyrodzoność zaczyna się od wiary w wyższość innych. Jego poddanie się przybrało formę uczucia, że musi ukryć swój brak zrozumienia, że inni posiadają jakąś tajemną wiedzę, której sam jest pozbawiony i że w jakiś niedostępny mu sposób potra­fią tak zaczarować rzeczywistość, by odpowiadała ich życzeniom.

Od tej chwili, bojąc się myśleć, jest zdany na łaskę niezidentyfikowa­nych uczuć. Uczucia stają się jego jedynym przewodnikiem i jedyną pozo­stałością osobowości, trzyma się ich kurczowo — a jeśli myśli, to tylko o tym, jak ukryć przed sobą fakt, iż jego uczucia są koszmarem.

Kiedy mistyk deklaruje, że czuje istnienie siły wyższej niż rozum, istot­nie tak czuje, siłą tą nie jest jednak wszechwiedzący duch wszechświata, lecz świadomość każdego przechodnia, na rzecz, którego wyrzekł się włas­nej. Mistykiem kieruje pragnienie robienia wrażenia, oszukiwania, schle­biania, okłamywania, zmuszania owej wszechmocnej cudzej świadomości „Oni" są jego jedynym kluczem do rzeczywistości, czuje, że nie może istnieć inaczej niż tylko dzięki ujarzmieniu ich tajemnej siły i wymuszeniu na nich jakiejś nieokreślonej zgody. „Oni" są jego jedynymi organami postrzegania i jak ślepiec uzależniony od wzroku psa, czuje, że musi ich trzymać na smyczy, by żyć. Panowanie nad cudzą świadomością staje się jego jedyna pasją; żądza władzy jest chwastem wyrastającym jedynie na pustkowiach porzuconego umysłu.

Każdy dyktator jest mistykiem, a każdy mistyk potencjalnym dyktato­rem. Mistyk pragnie od ludzi posłuszeństwa, nie zgody. Chce, żeby się wy­rzekli własnej świadomości na rzecz jego zapewnień, zarządzeń, życzeń kaprysów — tak, jak on wyrzekł się swojej na rzecz ich własnej. Chce kierować ludźmi za pomocą wiary i siły — nie zadowala go ich zgoda, jeśli musi na nią zapracować faktami i rozsądkiem. Rozsądek jest wrogiem, którego śmiertelnie się boi, a zarazem uważa za niepewnego: rozsądek jest dla niego instrumentem oszustwa; czuje, że ludzie posiadają moc wyższą od rozsądku — i tylko ich bezprzyczynowa wiara lub wymuszone posłuszeństwo mogą mu dać jakieś poczucie bezpieczeństwa, dowód, że objął pano­wanie nad mistycznym darem, którego mu brakowało. Jego pragnieniem jest rządzić, nie przekonać: przekonanie wymaga aktu niezależności i do­maga się uznania pewnika w postaci rzeczywistości obiektywnej; on zaś pragnie władzy nad rzeczywistością i nad ludzkim instrumentem jej po­strzegania — umysłem — władzy umieszczenia swojej woli pomiędzy ist­nieniem a rzeczywistością, jak gdyby, godząc się na udawanie rzeczywisto­ści, którą im każe udawać, ludzie mieli ją istotnie stworzyć.

Tak jak pasożytuje na materii, zagarniając bogactwo wytworzone przez innych, i na duchu, plądrując pomysły wymyślone przez innych, mistyk schodzi poniżej poziomu szaleńca, tworzącego własne zdeformowane rze­czywistości — do poziomu pasożyta szaleństwa, dążącego do deformacji stworzonej przez innych.

Istnieje tylko jeden stan spełniający jego pragnienie nieskończoności, bezprzyczynowości i braku tożsamości: śmierć. Jakiekolwiek niezrozu­miałe przyczyny przypisywałby swoim nieprzekazywalnym uczuciom, każ­dy, kto odrzuca rzeczywistość, odrzuca istnienie — a uczuciami, które odtąd nim kierują, są nienawiść do wszystkich wartości ludzkiego życia i pragnienie wszelkiego zła zdolnego je zniszczyć. Mistyk rozkoszuje się spektaklem cierpienia, biedy, służalczości i terroru: te rzeczy dają mu po­czucie triumfu, dowód zwycięstwa nad racjonalną rzeczywistością. Żadna inna jednak nie istnieje.

Nieważne, czyjemu dobru rzekomo służy — Boga czy bezcielesnego gargulca, którego nazywa „ludem"; nieważne, jaki ideał wynosi do nadprzyro­dzonych rozmiarów — w rzeczywistości, na ziemi, jego ideałem jest śmierć, pragnieniem zabijanie, a jedyne, co go zadowala, zadawanie tortur.

Destrukcja to jedyny cel, jaki kiedykolwiek osiągnęła doktryna misty­ków, i jedyny, jaki osiąga dziś, a jeśli dokonane przez nich spustoszenia nie zmusiły ich do zakwestionowania własnej doktryny, jeśli utrzymują, że kieruje nimi miłość, lecz nie powstrzymuje ich stos trupów, to dlatego, że prawda na temat ich dusz jest gorsza niż ta ohydna wymówka, na którą się godzisz — wymówka, że cel uświęca środki i że potworności, których się do­puszczają, są środkami wiodącymi do szlachetniejszego celu. Prawda jest taka, że te potworności są ich celem.

Ty, dość zepsuty, by wierzyć, że możesz się przyzwyczaić do dyktatury mistyka i zadowolić go spełnianiem jego rozkazów, wiedz, że nie ma sposo­bu na to, by go zadowolić. Kiedy go posłuchasz, odwróci rozkazy; pragnie posłuszeństwa dla samego posłuszeństwa i zniszczenia dla samego znisz­czenia. Ty, dość tchórzliwy, by wierzyć, że możesz się dogadać z mistykiem, przystając na jego wymuszenia — wiedz, że nie ma sposobu, by go kupić, bo przystanie tylko na jedną łapówkę — twoje życie — i weźmie je tym szyb­ciej, im bardziej mu na to pozwalasz — a potworem, którego ma przekupić ta łapówka, jest ukryta biała plama w jego umyśle, każąca mu zabijać, by uciec przed świadomością, że to własnej śmierci pragnie.

Ty, dość niewinny, by wierzyć, że siły hulające swobodnie po dzisiej­szym świecie kierują się pożądaniem rzeczy materialnych, wiedz, że wal­ka mistyków o łupy jest jedynie zasłoną dymną, ukrywającą przed ich umysłami charakter ich pobudek. Bogactwo służy utrzymywaniu ludz­kiego życia, a oni domagają się go, imitując żywe stworzenia, by udawać przed sobą, że pragną żyć. Ale to ich tarzanie się w zagrabionych dobrach nie jest radością, lecz ucieczką. Nie pragną zagarnąć twojej fortuny: prag­ną, byś ty ją stracił; nie pragną sukcesu, lecz twojej porażki; nie prag­ną życia, lecz twojej śmierci; nie pragną niczego, nienawidzą istnienia i wciąż uciekają, by się nie dowiedzieć, że sami są przedmiotem swojej nienawiści.

Ty, który nigdy nie pojąłeś natury zła i nazywasz ich „zbłąkanymi ide­alistami" — oby Bóg, którego wymyśliłeś, ci wybaczył! — wiedz, że to oni stanowią istotę zła, oni, słudzy antyżycia, pragnący pożreć świat, by wypełnić bezosobowe zero swoich dusz. Nie o twoje bogactwo im chodzi. Spiskują przeciwko umysłowi, a zatem: przeciwko ludzkiemu życiu.

Jest to spisek bez przywódcy ani kierunku, a drobni dranie, bogacący się na udręce tej czy innej ziemi, są przypadkowymi szumowinami, uno­szącymi się na falach wielowiekowych ścieków, które przerwały tamę i wy­lały się ze zbiornika nienawiści do rozsądku, logiki, umiejętności, osiągnię­cia i radości, gromadzonej przez wszystkich skomlących antyludzi, gło­szących wyższość „serca" nad rozumem.

Jest to spisek wszystkich, którzy nie pragną żyć, lecz chcą, aby „upiekło im się życie", wszystkich, którzy pragną odciąć maleńki skrawek rzeczywi­stości i czują więź uczuciową z każdym, kto zawzięcie odcina inny — spisek łączący więzami uniku wszystkich dążących do wartości „zero": profesora, który, nie potrafiąc myśleć, znajduje przyjemność w okaleczaniu cudzych umysłów; biznesmena, który, by chronić własną stagnację, znajduje przy­jemność w krępowaniu talentu konkurentów; neurotyka, który, by bro­nić pogardy dla samego siebie, znajduje przyjemność w odbieraniu in­nym poszanowania własnej wartości; nieudacznika znajdującego przyjem­ność w pokonywaniu cudzych osiągnięć; miernoty znajdującej przyjemność w niszczeniu wielkości; eunucha znajdującego przyjemność w kastracji wszelkiej przyjemności — i wszystkich producentów ich intelektualnej amunicji, głoszących, że złożenie cnót w ofierze przeobrazi przywary w cno­ty. Śmierć jest założeniem leżącym u źródła ich teorii i celem ich wszyst­kich działań — a wy jesteście ich ostatnimi ofiarami.

My, żywe bufory pomiędzy wami a naturą waszej doktryny, nie będzie­my już was ratować przed skutkami waszych własnych wierzeń. Mamy już dość płacenia własnym życiem za wasze długi i za deficyt moralny nagro­madzony przez poprzednie pokolenia. Żyliście w pożyczonym czasie — a ja jestem człowiekiem, który domaga się zwrotu pożyczki.

 

 

Tekst pochodzi z książki Ayn Rand pt: Atlas Zbuntowany